SZPROTKA – (Baśnie, bajki, bajeczki…)


Szprotka była kotką zaprzyjaźnioną z rodziną Michalinki. Mieszkała po sąsiedzku, na tym samym piętrze co Michalinka, u pani Haneczki. Pani Haneczka sama nie była pewna czy to Szprotka mieszka u niej , czy ona u Szprotki, bo gdy kotka się wprowadziła, to natychmiast zdecydowała, że zajmie półkę na książki, umieszczoną nad kominkiem. Zrzuciła książki raz, zrzuciła drugi…Za trzecim razem pani Haneczka skapitulowała i dla świętego spokoju półkę pozostawiła do dyspozycji Szprotki. Tylko potem Michalinka słyszała, jak pani Haneczka mówiła babci, że zastanawia się , czy to ona jest główną lokatorką w swoim domu.

Kotka tymczasem zachowywała się bardzo uprzejmie wobec wszystkich sąsiadów, ale szczególną przyjaźnią darzyła Michalinkę i jej mamę, tatę i babcię. Codziennie wpadała do przyjaciół na „coś dobrego” , a przy okazji również na godzinne spanko w babcinym wiklinowym koszyku wypełnionym wełnianymi kłębuszkami. Bywało, że babcia od czasu do czasu nie mogła się tych kłębków doliczyć, albo znalazła którys tam splątany i niezdatny do niczego… ale machała tylko ręką:

– Czegóż to się nie robi dla przyjaciół – mówiła. – Nie będę się przecież sprzeczała ze Szprotką o głupi kłębuszek wełny.Tak naprawdę to te wełenki są jej jedyną kocią słabostką. W gruncie rzeczy , każdy ma przecież jakieś słabostki, prawda? A Szprotka jest taką mądrą i miłą kotką…

– Bardzo mądrą – przytakiwała Michalinka.

I pewnego dnia okazało się, że babcia i Michalinka nie myliły się w ocenie charakteru Szprotki, a różnym osobom, które w to wątpiły, było bardzo, ale to bardzo nieprzyjemnie.

Otóż pewnego dnia tatuś Michalinki przyniósł do domu maleńkiego kotka. Ktoś bardzo zły pozostawił maleństwo w pojemniku na śmieci, nie zastanawiają cie nad tym, że kotek może zginąć. Koteczek łapki miał cieniutkie jak zapałki, ogonek jak niteczka, a cały mieścił się w Michalinkowej dłoni.

– Trudno będzie wychować taką kruszynę – powiedziała mama Michalinki. – Takie kocie niemowlę powinno być jeszcze długo przy matce – dodał tatuś.

– Ktoś, kto wyrzucił taką kiciusię , zamiast serca ma zapewne gąbkę nasyconą octem – zawyrykowała babcia. – Ale niedoczekanie… – Najpierw trzeba go ogrzać – babcia usunęła wełny z wiklinowego koszyka i wymościła koszyk puchatą czapeczką. = Zaraz przyniosę termofor i będzie miał cieplutko. Przygotuję jeszcze troszkę mleczka dla maluszka – i babcia powoli poszła w kierunku kuchni.

W tym momencie przez uchylone drzwi zajrzała Szprotka. Ostatnio rzadko wpadała na „coś dobrego”. Zajęta była bowiem wychowywaniem córeczki i synka. Szprotka podeszła do wiklinowego koszyka, zajrzała do środka…Podniosła łepek, spojrzała na wszystkich z wyrzutem.

– „Ojej” – zamruczała. – „Macie tutaj kocią sierotę, a ja nic o ty nie wiem? Nie macie do mnie zaufania”?

– Szproteczko – kucnęła przy kotce Michalinka. – Dopiero przed chwilą tatuś przyniósł kiciusia…

Szprotka jeszcze raz spojrzała na wszystkich i weszła do koszyczka, polizała maleństwoa kociak natychmiast wtulił się w jej miękkie futerko. – „Mama?Mama”? – miauknął cichutko.

– O – zdumiała się babcia. – A ja już myślałam, że to kot niemowa.

Od tego dnia Szprotka przychodziła codziennie, Karmiła i pielęgnowała maleństwo, podczas gdy jej własne dzieci ( troszkę starsze od kotka Michalinki), baraszkowały po całym mieszkaniu.Zjadały też ze smakiem gotowane przez babcię mleko z żółtkiem i brzozowym cukrem. Babcia uważała, że należy nakarmić dzieci Szprotki, żeby nie czuły się pokrzywdzone.

A kotek rósł jak na drożdżach…Potem Szprotka nauczyła go pić mleko z miseczki, pokazała jak to szanujące się koty myją się się przed jedzeniem i po jedzeniu, przed spacerem i po spacerze, przed snem i po obudzeniu…

– No i udało się wychować kotka – powiedziała babcia do Michalinki.

– „Udało się, udało” – uśmiechnęła się pod wąsem Szprotka, przechodząc z gracją jak kocia „miss” przez pokój. Po czym położyła się przy kominku i zasnęła.

***

Warto w tym miejscu powiedzieć, że ta historia jest prawdziwa.Szprotka jest teraz stareńką, szanowaną i kochaną kocią babcią, a Kiciusia, którą Szprotka przygarnęła i wychowała jest miłą i mądrą kotką, tak jak jej „mleczna mama”.

Pamięci Szprotki i Kiciusi – wróżka Boudicca.

Baśń grudniowa…

 

Przez różową szybkę…

Wawrzuś wyglądał przez okno. Na podwórku mamusia kończyła zaprzęganie osiołka do sanek. Jeszcze tylko odwróciła się do synka, do starszej córki Kasi, pomachała ręką na dowidzenia i pojechała daleko, daleko, do chorej cioci, która mieszkała za borem, za wielkim polem, za szeroką rzeką. Miała wrócić dopiero za trzy dni.

– Ile to, dużo czy mało? – Zastanawiał się Wawrzuś.

Zajrzał do koszyczka. Znajdowały się tam trzy jabłuszka.

– Wawrzusiu – powiedziała przed odjazdem mamusia. – Każdego ranka po śniadanku zjedz jedno jabłuszko. Jak już będzie w koszyczku pusto, będziesz wiedział, że tego dnia wrócę do domu.

– I co jeszcze mówiła mamusia?- przypominał sobie Wawrzuś. – Acha, żeby sam  nie wychodził na dwór, a już broń Boże, za wysoki płot otaczający zagrodę. Tuż, tuż, za niewielką łąką zaczynał się ogromny las, a teraz zimą i łąka, i bór, i wszystkie ścieżki zawiane były śniegiem. Zgubić się mógł nawet ktoś dorosły, nie tylko taki brzdąc jak Wawrzuś! A i leśnie zwierzęta, które spod śniegu nic do jedzenia wygrzebać nie mogły, podchodziły do zagrody szukać pożywienia. Mama wynosiła na skraj lasu ziemniaki i siano dla sarenek i dzików.. Sarenek Wawrzuś się nie bał. Dzików – no, może troszeczkę. Ale gdyby tak przyszedł wilk? I do tego taki, co to chciał skrzywdzić Czerwonego Kapturka?

To właśnie przez to przebrzydłe wilczysko nie wolno było Wawrzusiowi wyjść za wrota zagrody…Tymczasem jednak las, rozciągający się tuż za ogrodzeniem, oddzielony tylko łąką wabił i zachęcał do wyprawy…

Podobno tam, w leśnych ostępach, otoczona wybujałymi, strzelistymi jodłami stoi chatynka z oknami o różowych szybkach. Zamieszkuje ja staruszek, który ma dwunastu synów. Synowie ci przez cały rok wędrują po świecie. Kiedy rok się kończy, przybywają do chatki o różowych szybkach, aby spotkać się z ojcem i opowiedzieć mu o wszystkim, co się ciekawego wydarzyło… A staruszek słucha zawsze z przejęciem, szybki mienia się różowo…

Na sama myśl o tych dziwach Wawrzuś westchnął, bo chciałby pójść do lasu na poszukiwanie tej chatki, staruszka i jego dwunastu synów i zobaczyć te różowe szybki…

Z zamyślenia wyrwało chłopca wesołe poszczekiwanie

Podwórkową, wydeptaną ścieżką niecierpliwie dreptał Buruś, ukochany kundelek. Buruś z nadzieja spoglądał w stronę domu. Wawrzuś wiedział, że piesek czeka na niego, na zabawę w śniegu. Na lepienie śniegowych kulek, za którymi biegał wesoło, gdy się je daleko rzucało…

– Kasiu – zwrócił się do starszej siostry malec. – Chodźmy na podwórko.

Kasia zajęta jednak była haftowaniem nowego serdaczka. Spieszyła się z robótką bardzo, bo chciała w nim pójść na noworoczną zabawę.- Niech się bawi sam – pomyślała z niechęcią o braciszku.

– Kasiu, chodźmy na dwór – ponowił prośbę Wawrzuś.

– Nie mam czasu! Daj mi spokój! Chcesz to ubieraj się i idź – fuknęła gniewnie Kasia.

I nie pójdziesz ze mną?- Niepewnie zapytał malec.- Mama nie pozwala samemu… Nawet na podwórko…

– Ale ja pozwalam – odpowiedziała Kasia, zadowolona, ze braciszek bawiący się na podwórku z pieskiem nie będzie jej przeszkadzał w haftowaniu.

– A do lasu? Poszukać chatki… – Z nadzieja w głosie zapytał malec.

– A idź gdzie chcesz, tylko mi nie przeszkadzaj – bez namysłu odpowiedziała Kasia, zła, że kazano jej pilnować braciszka. Przecież ona musi wyhaftować ten serdaczek, no, po prostu musi, a tutaj malec jej co i rusz przeszkadza…

Kasia szyła i szyła… – Zaraz skończę – szeptała, nie myśląc zupełnie o tym, co tez dzieje się z braciszkiem. Ściemniło się, przestała dostrzegać wyszywane ściegi, podniosła głowę znad robótki… Zaniepokoiła ja panująca cisza. Zarzuciła chustę na ramiona i wybiegła z domu… Na podwórku nie było nikogo.

– Wawrzuś, Wawrzusiu! – Zaczęła wołać braciszka przestraszona dziewczynka. Ani Wawrzusia, ani Burusia nigdzie jednak nie było…

Kasia opatuliła się szczelnie chustką i pobiegła w stronę ciemniejącej leśnej gęstwiny. Noc już zapadła głęboka, gdy Kasia zmęczona poszukiwaniami, pomyślała: – A może Wawrzuś wrócił do domu? Jest tam sam i płacze? Zajrzę do chaty…

Ale powrót do domu okazał się niemożliwy. Z plątaniny ośnieżonych ścieżek Kasia nie mogła wybrać tej, która wiodła do rodzinnej zagrody. Dziewczynka pojęła, że zgubiła się w leśnych ostępach. Zapłakała z żalu nad Wawrzusiem, nad sobą i nad mamą, która zastanie pusty dom po powrocie…

– Co ja narobiłam, co narobiłam – szlochała. – Biedna mama, biedny braciszek… może spotkam kogoś, kto mi pomoże odnaleźć Wawrzusia…

Rozejrzała się uważnie…Księżyc oświetlał las srebrzyście… Nagle Kasia zauważyła migające w dali światło, mieniące się bardziej od księżycowych promieni. Mrugało, to jaśniejąc, to ciemniejąc na przemian… Jakby zapraszało tego, kto samotnie wędruje nocą… I Kasia poszła, przedzierając się przez śnieżne zaspy wiedziona mżeniem dalekiego światełka…

*

Na maleńkiej polanie, otoczona wybujałymi jodłami stała mała chata. Różowe szyby w oknach migotały różowym przyjaznym światłem.

– Ależ to domek z Wawrzusiowej baśni! – Wykrzyknęła Kasia i nie zastanawiając się, zastukała do drzwi i weszła do wnętrza nie czekając na zaproszenie.

W maleńkiej izdebce, przy płonącym kominku siedział staruszek. Drzemał, uśpiony wonnym, żywicznym dymem z sosnowych szczap. Żal było Kasi przerywać staruszkowi spokojną drzemkę…, ale oto staruszek otworzył oczy i patrząc ze zdumieniem na dziewczynkę, zapytał:

– Jakim sposobem trafiłaś tu, moje dziecko? Chata nasza tak odległa od ludzkich osad…

– Ja szukam braciszka, Wawrzusia… Ja. – tu Kasia umilkła, zawstydzona. Jak tu się przyznać, że to z jej winy malec zaginął, że nie dotrzymała mamie danego słowa, że będzie się nim opiekowała…

– Oj! – rzekł staruszek. – Zdaje mi się, że cos ci na sercu kamieniem leży, moje dziecko… nie chcesz, nie mów…niebawem przybędą tu z coroczna wizyta moi synowie… Jest ich dwunastu. Cały rok ciężko pracują przemierzając ziemie wzdłuż i wszerz. A gdy prace wyznaczona zakończą, odwiedzają mnie i opowiadają o wszystkim, co się wydarzyło. Pamiętam, kiedy byli jeszcze dziećmi, nieraz zdarzyło im się cos przeskrobać… zawsze jednak potrafili się przyznać, nawet wtedy, gdy wielkiej spodziewali się kary…Przepraszali i nigdy już nie powtarzali błędów. Każdemu może się zdarzyć, że uczyni cos takiego, czego się potem wstydzi…

Kasia nisko opuściła głowę.

– Może chcesz jednak porozmawiać o tym, co cię gnębi? – Zagadnął życzliwie staruszek.

– Kiedy mi wstyd – wyznała dziewczynka. – Obiecałam mamie, że dopilnuję braciszka… I nie dotrzymałam słowa. Haftowanie serdaczka było dla mnie ważniejsze W naszej wiosce… mam koleżankę, Bronię…I… wszyscy ją chwalą… Bo to i płótno najładniejsze utka, i dzieci dopilnować potrafi, bo aż czworo rodzeństwa ma, sam drobiazg?…I najładniej śpiewa… Jednak Bronia nie potrafi haftować jak ja… I gdy tydzień temu wszyscy się zachwycali utkanym przez Bronię płócienkiem, to mnie taka zazdrość wzięła, że tylko o tym serdaczku myślałam… Na noworoczną zabawę… Żeby był najpiękniejszy… A teraz mi wstyd, bo Bronia to czasu wcale dla siebie nie ma. Braciszkami się sama zajmuje, tacie też pomóc musi, bo mamy to Bronia już nie ma… A teraz przez tą moją złość tyle nieszczęścia…

I przez to moje takie… zazdrosne haftowanie Wawrzuś zaginął… – W tym momencie Kasia rozpłakała się rzewnie.

– No, no, nie płacz już tak rozpaczliwie moje dziecko – powiedział staruszek. – Północ się zbliża. Niebawem nadejdą moi syneczkowie. Jeśli ich poprosisz o pomoc, na pewno ci nie odmówią. a teraz pomóż mi przygotować wieczerzę. Miski na stole porozstawiaj. Razem będzie nas dzisiaj czternaście osób. Postaw też i piętnaste naczynie, może jeszcze jakiś gość niespodziewany się pojawi…A teraz wyjrzyj przez okienko, zobacz, czy moi syneczkowie nie jadą…

*

Wyjrzała Kasia przez okienko, przez różową szybkę…A tam, zamiast drzew ośnieżonych, zamiast zasypanej śniegiem przecinki, droga szeroka, ubita, że tylko do sań wsiąść i ruszyć. Jodły smukłe na poboczach stoją, a widno jak w dzień!

– Rety- westchnęła zdumiona.- A cóż to za dziwy takie?

Patrzy dalej… Aż tu nagle zawiało, śnieżycą zamiotło,…A gdy śnieżny pył opadł, ujrzała sanie ogromne, wiozące dwunastu młodzieńców. Wyskoczyli z sań i cisnęli się do izby, żeby jak najszybciej ojca powitać. Staruszek każdego przytulił, uściskał i do wieczerzy zaprosił.

– Siadaj i ty dziecko z nami – zwrócił się do zaskoczonej Kasi.

– A cóż to za gościa masz, ojcze? Jako żywo, nigdy jeszcze u ciebie w gościnie dzieci nie bywało- roześmiali się synowie.

– To jest Kasia, która ze zmartwieniem wielkim przypadkiem do mnie trafiła. Zdarzyło się, bowiem, że mamy nie posłuchała i ot, kłopot gotowy…smutno jej teraz i źle. Chciałaby bardzo swój błąd naprawić, ale sama nie poradzi. Zaprosiłem ją więc na wieczerzę, wierząc, że wy, synkowie moi, Kasię w strapieniu wspomożecie – wyjaśnił ojciec.

Poderwał się nagle najstarszy syn od stołu.

– A toż i ja mam niespodziankę! Śpi ta nasza niespodzianka w saniach, kożuszkami cieplutkimi opatulona – zawołał i wybiegł z domu.

– Zobaczysz ojcze, to raczej nie jedna, ale dwie niespodzianki!- Powiedział najmłodszy z synów. – Sięgnij Kasieńko na półkę, postaw jeszcze jedna miseczkę. Ależ nie, nie na stole Postaw przy kominku. Ta druga niespodzianka nie jada przy stole!

Ale oto już do izby wchodził syn najstarszy z maleńkim chłopaczkiem na rękach. Za nim, w podskokach, wbiegła druga „niespodzianka”…

– Wawrzuś! Buruś! – Wykrzyknęła radośnie dziewczynka. Chciała podbiec do braciszka, ale najstarszy syn wstrzymał ja ruchem dłoni.

– Nie wiem, czy mogę oddać ci małego – zastanawiał się głośno. – Chłopca i pieska znalazłem w dole zasypanym śniegiem.. Sami nigdy by się z niego nie wydostali…

Kasia opuściła głowę, nie wiedziała, co powiedzieć…

– Daj spokój, syneczku – powiedział staruszek. – Kasia już dosyć przeżyła… strach, wyrzuty sumienia, wstyd… No i sama zgubiła się w lesie…Szczęściem do naszej chatki trafiła. Wyznała mi wszystko i szczerze żałuje swojego postępku.

– Kasiu – zwrócił się jeszcze z pytaniem do dziewczynki. – A co z tym haftowanym serdaczkiem?

– Oddam go Broneczce – odpowiedziała, uśmiechając się do staruszka. – Już nie pragnę niczyjej zazdrości, nie chce już być lepsza od nikogo. A Broneczkę na pewno serdaczek ucieszy…

– No i sprawa załatwiona – wykrzyknął radośnie brat najmłodszy – A ty, najstarszy bracie, przestań już stroić takie srogie miny…

Radosny nastrój ogarnął wszystkich. Wieczerza im wyjątkowo smakowała. Po wieczerzy Kasia pozmywała miseczki, a synowie zaczęli snuć swoje opowieści. Kasia słuchała zapatrzona w różową szybkę w okienku i mogłaby przysiąc, że za okienkiem przesuwały się obrazy z opowieści dwunastu braci…

Były tam wszystkie zwierzęta z dalekiej, lodowej północy, a także i z krain, gdzie zawsze panowało lato…

– Świta – ocknął się z tego zasłuchania w pewnej chwili staruszek, – Pora już, abyście wrócili z Wawrzusiem do domu…

– Ale jak, kiedy dróżki nie znamy zapytała sennie Kasia.

– Spójrz uważnie przez różową szybkę – uśmiechnął się najmłodszy braci. – do waszej zagrody wiedzie przecież prosta dróżka…

– Ojejej! – zawołał Wawrzuś, który nie czekając na siostrę, wyjrzał przez zaczarowane okienko. – Nasza zagroda jest przecież tuz za progiem chatki!

Kasia wzięła braciszka za rączkę, pokłoniła się głęboko staruszkowi i dwunastu braciom. Dziękowała za życzliwość i pomoc. Za to, że oni, przeciecz obcy, a tyle serca Wawrzusiowi i jej okazali…

– Cóż to, nie rozpoznałaś nas, Kasiu? – Roześmiali się naraz wszyscy bracia, a i staruszek też się uśmiechnął radośnie. – Wszak cały rok się z nami spotykasz. To my podpowiadamy, co czynić należy, by zawsze chleb był na stole, len wyrastał piękny na płótno bielone, owoce w sadach się rumieniły…Zimę śniegiem otulamy, zasiewy, niby ciepłą pierzynką, latem słoneczkiem ogrzewamy, aby wzrastały pięknie… Jesteśmy Miesiącami, które świat cały przez rok przemierzają… a ojciec nasz to Czas, który prace naszą odmierza, ocenia i dobrą rada służy.

– A ja… ja myślałam, że wy tylko w baśniach jesteście…– otworzyła szeroko oczy Kasia. – To Wawrzuś wierzył, że jest taka chatka w lesie, gdzie w oknach są różowe szybki, i, że jest was dwunastu synów, mieszkających z ojcem – staruszkiem…

– Może w baśniach, a może i nie tylko w baśniach – uśmiechnął się staruszek. Żegnaj Kasiu! Nie zapominaj o nas i pilnuj dobrze braciszka, bo to wędrowniczek nad wędrowniczkami!

 

*

Kasiu, nie spij! – Wawrzuś ciągnął siostrę za rękawek sukienki. – Weźmy Burusia do izdebki, zimno mu na dworze…

– Rety, skąd ja się tutaj tak szybko wzięłam? – Niezbyt przytomnie rozejrzała się po izbie Kasia.

– Śniłaś coś – rezolutnie stwierdził braciszek. – Haftowałaś serdak, zmęczyłaś się i usnęłaś. Ładny serdaczek… Pójdziesz w nim na noworoczną zabawę?

Kasia zawahała się… Jeżeli to tylko sen, to ona chyba może… Ale natychmiast przypomniały jej się słowa staruszka.

– Nie, braciszku. Pojdę w starym – odpowiedziała zdecydowanie. Ten postanowiłam dać w prezencie Broni, wiesz, tej mojej koleżance …

– A nie szkoda ci? – Zdumiał się Wawrzuś.

– Nie szkoda – uśmiechnęła się dziewczynka i przytuliła braciszka.

 

*

Nad ranem przyśniło się Kasi, że ktoś uchylił okienko jej izdebki.

– Kasiu, Kasiu – obudziło ją wołanie Wawrzusia. – To ty wyhaftowałaś dwa takie same serdaczki?

– Jakie dwa serdaczki? – Nie mogła zrozumieć dziewczynka.

– O tu, tutaj przecież leżą na skrzyni, pod oknem! – pokazywał Wawrzuś.

Kasia wyskoczyła z łóżeczka, podbiegła do okienka. Ujrzała daleko pod lasem ogromne sanie z sześciokonnym zaprzęgiem Otworzyła okno i pomachała ręka w pożegnalnym geście…

– A jednak to nie był sen – powiedziała głośno. – I nie baśń. To się wydarzyło naprawdę…

 

***

WSZYSTKIE SNY GOTYCKIE MAŁGORZATY

Poznając swoje sny, zyskujemy dostęp do własnej podświadomości, do wewnętrznej samowiedzy – gdyż nasze życie na jawie i życie w snach to dwa , jakże spójne światy, a świat snów to zwierciadło odbijające kreowane przez nas role w realnym życiu, uwikłanie w wydarzenia, w sytuacje , w których naszego udziału na jawie nie jesteśmy w stanie obejrzeć. Sny, to filmy naszych umysłów, zawartości naszego psychicznego wnętrza, panującego w nim porządku. 

Sen pierwszy

Pogrzeb babci , otwarta trumna, chłód kościoła, kroki powolne za lawetą, stukot wbijanych ćwieków, szelest sypanej ziemi…Mam siedem lat, to pierwszy pogrzeb w jakim uczestniczę, boję się…

Tej samej nocy przyśnił mi się sen pierwszy. Znowu idę za trumna, za karawanem, ale w zupełnie innym świecie. Cmentarz jest położony daleko, za kościołem , wiem, że na cmentarzu pochowani są moi przodkowie, wiem, że karawan ruszył z dziedzińca pałacyku w którym mieszkam z rodzicami. Idziemy w kondukcie żałobnym do kościoła, a potem dopiero na cmentarz , gdzie znajduje się grobowiec… I chociaż trumna jest otwarta – we śnie się nie boję. W trumnie leży dziewczynka, bardzo do mnie podobna. W zasadzie to wygląda jak ja, ma na sobie taką samą sukienkę jak moja, włosy splecione w warkocz, tak jak moje…Zastanawiam się co to za dziewczynka, wiem, ze musi być z mojej rodziny , nazywa się przecież tak samo jak ja…Idziemy dosyć długo, widać już kościół … w tym momencie sen się urywa…

Sen drugi.

Mijają lata, jestem już uczennicą liceum. Sen zaciera się coraz bardziej w pamięci. I oto znów uczestniczę w pogrzebie, zmarła moja druga babcia. Jest mi smutno, bardzo smutno, ale już się nie boję, tak jak wtedy gdy miałam siedem lat.

W nocy po pogrzebie przyśnił mi się sen drugi.  Znowu idę  za trumną, za karawanem,  w świecie z pierwszego  snu, znajduję się w tym samym miejscu, gdzie byłam w momencie gdy sen się urwał…W trumnie leży już nie dziewczynka, ale nastoletnia panienka. Panienka jest moim lustrzanym odbiciem,wiem, ze nosiła moje imię i nazwisko…Dochodzimy do kościoła. Zdjętą z lawety trumnę  wnoszą doń czterej panowie, moi krewni. Ustawiają ją na katafalku…I znowu sen się urywa…

Sen trzeci, ostatni….

Mam 23 lata, jestem studentką  ostatniego roku wymarzonej uczelni…I wtedy śnię sen trzeci … Cmentarz w świecie z pierwszego  snu, trumna jeszcze nie zamknięta, stanie się to za chwilę. Spoglądam na twarz zmarłej, młodej kobiety… Jakbym spojrzała w lustro… Tylko ta biel twarzy i zamknięte oczy nas różnią. Twarz znika za wiekiem trumny, a ja na tym wieku trumny kładę różę. Wiedziałam, że nastąpił kres tego sennego, wieloletniego pogrzebu…Poczułam ogromny żal, smutek…

Stary cmentarz…

Na staż wysłano nas do  Państwowego Ośrodka Hodowli Zarodowej,mającego w kluczu kilkanaście gospodarstw.  Przed wojną była to własność hrabiego R.Mieszkałyśmy w bardzo zniszczonym pałacu, na piętrze, gdzie ogromne sale zostały przebudowane na mieszkania dla dyrekcji i administracji. Parter zajmowały biura, świetlica i gabinet lekarski.Pozostali pracownicy mieszkali w przedwojennych, murowanych czworakach. Daleko, bo jakies półtora kilometra od gospodarstwa znajdowały się ruiny starej kaplicy , czy tez małego kościoła z otaczającym go, zarośniętym cmentarzem, ogrodzonym  częściowo zachowanym niewysokim murem.Zachowała się również kuta cmentarna brama z herbem rodziny R. i napisem „Honor w dom ich i pamięć”.

I tam właśnie , na tym starym cmentarzu, wśród bardzo starych grobów znalazłam … Na starej, kamiennej płycie wykuto napis „Tu leży serce, które bić przestało…Małgorzaty Letycji R. urodzonej 25 maja 18… zmarłej w wieku lat 23…..”

Zgadzały się imiona, nazwisko, dzień i miesiąc urodzenia. Nie zgadzał się rok. Ta Małgorzata urodziła się osiemdziesiąt lat wcześniej.I przecież żyję , a Ją pochowałam we śnie.Moje sny to był jakże długi pogrzeb Małgorzaty. Kim byłaś Małgorzato? Kim ja jestem? Kolejną marionetką oddzieloną od duszy pierwszego wcielenia?

Boudicca

Sopot, 04.05.2017

Sny gotyckie …

Poznając swoje sny, zyskujemy dostęp do własnej podświadomości, do wewnętrznej samowiedzy – gdyż nasze życie na jawie i życie w snach to dwa , jakże spójne światy, a świat snów to zwierciadło odbijające kreowane przez nas role w realnym życiu, uwikłanie w wydarzenia, w sytuacje , w których naszego udziału na jawie nie jesteśmy w stanie obejrzeć. Sny, to filmy naszych umysłów, zawartości naszego psychicznego wnętrza, panującego w nim porządku. 

Za zgodą mojej Przyjaciółki …

„Sny moje dziwne Czy to się mnie przyśniło pięć, czy dziesięć lat temu, nie ma większego znaczenia, ale do dzisiaj pamiętam ten sen jak film, kadr, po kadrze. Wróciłam zmęczona po dziesięciogodzinnym i bardzo nerwowym dniu pracy i najzwyczajniej w świecie padłam na kanapę i zasnęłam. Sen zaczął się od sceny, gdy wychodząc z pracy spojrzałam na zakładowy zegar, wskazujący 16-tą i jak uciekałam przed kimś, kto mnie gonił i chciał wyrwać torebkę. Błysnęło ostrze noża i upadłam. Ten ktoś, wyrwał mi tą torebkę, przetrząsnął kieszenie i nie bacząc na to, że mocno krwawię, wciągnął mnie za żywopłot i przykrył gałęziami, a ja umierałam, trzymając w ręku klucze, które wypadły z torebki. Widziałam siebie stojącą obok i patrzącą na własne, nieżywe już ciało. Jeszcze nie byłam świadoma, że nie żyję i zachowywałam się tak jak ludzie podczas wypadku, oglądający ofiarę. Widziałam kosmyk włosów przyklejony do czoła, szeroko otwarte oczy, patrzące w niebo i parę liści na policzku. Chciałam osunąć włosy z czoła i liście z twarzy, ale mimo wielokrotnych starań nic nie mogłam zmienić. Nie mogłam nawet wziąć do ręki dokumentów, które podczas szamotaniny wypadły z torebki. Powoli uświadomiłam sobie, że nie żyję. Wpadłam w złość, że nie będę mogła nikogo zawiadomić, że nikt mnie nie usłyszy i nikt mnie nie widzi. Nie wiem czy to był park, czy las, ale wiedziałam, że trudno będzie mnie znaleźć. Przykucnęłam obok swojego ciała i patrzyłam jak się zmienia. Wyraz przerażenia i bólu na twarzy powoli się wygładził i moja nieżywa twarz nabrała wyrazu spokoju, by nie powiedzieć ulgi. Po jakimś czasie, może kilku dni, moje ciało już nie było kredowo białe. Zrobiło się sine, spuchło i nastąpił proces gnicia. Powoli odsłaniały się kości czaszki, a w zaciśniętych kościach ręki ciągle trzymałam swoje klucze do mieszkania. Potem zaczął padać śnieg i zrobiło się czysto i biało, a ja ciągle siedziałam obok, pilnowałam siebie, nie wiedząc co mam zrobić ze swoim drugim „ja” i poczułam, że bardzo jest mi zimno. Obudziłam się na swojej kanapie, zziębnięta, bo nawet nie przykryłam się kocem. Zerknęłam na zegarek – była czwarta rano, a w ręku ściskałam klucze do mieszkania”.

 

Ośmielam się powiedzieć, że sen to alegoria życia mojej przyjaciółki, ukryty sens przenośny. Jej całe życie to była walka o przetrwanie. „Zabijano” Ją bowiem powoli i systematycznie, próbowano złamać wolę, zniszczyć jako człowieka…Pomocy znikąd…Dźwięki, obrazy, barwy nienaturalność w oglądzie własnej postaci , ogólna atmosfera i uczucia wskazują na okrutne wydarzenia z życia, symbolicznie i strasznie. I symbol oczyszczenia ze wszystkiego co złe przez biel śniegu. I obudzenie się swojego drugiego „JA”., po odrzuceniu wszystkiego, co gniło, odsłaniając czyste już kości z kluczami w zaciśniętej dłoni.    symbolem przetrwania, otwarcia nowego etapu w życiu.

 

Wróżka Boudicca.

Sopot. Trójmiasto.

16.04.2016

  

 

Znaczenie kart zodiakalnych

 

ZNACZENIA KART ZODIAKALNYCH W ROZKŁADACH WRÓŻEBNYCH 

images (1)

I.BARAN – określa osobowość, wrodzone predyspozycje, dziedziczność, cechy charakteru, sukcesy, szybkość podejmowania decyzji, realizacja celów życiowych, inicjatywa, śmiałość, odwaga

II.BYK –   uczucia i emocje, spokój, stałość, wierność,odpowiedzialność i rozsądek, zdrowie,źródła dochodów i rodzaje strat,

III.BLIŹNIĘTA – krewni, przyjaciele, bliskie podróże, ruch, zdolności adaptacyjne, zwinność, ciekawość, nerwowość, nonkonformozm, zmysłowość;

IV.RAK – dom, rodzina, ślub, szlachetność, otwartość, empatia, marzycielskość, wływ matki, konserwatyzm,oderwanie od rzeczywistości;

V.LEW – dzieci, twórczość, przyjemności, szczodrość, ciepło, asertywność, ambicja, zapał, szczerość, dominacja,supremacja, władza, kontrola;

VI.PANNA – chęć pomagania, uporządkowanie, metodyczność, dyscyplina, drobiazgowość, konserwatyzm, oszczędność, choroby, praca, codzienne troski;

VII.WAGA – partner, zwiążki, relacje, równowaga, harmonia, praworządność, sprawiedliwość, dyplomacja;

VIII.SKORPION – regeneracja, instynkt życia i śmierci, twórcza lub destrukcyjna siła, pasja, impulsywność, ciekawość, zdolności okultystyczne, możliwość otarcia się o śmierć,

IX.STRZELEC – religia, przekonania filozoficzne, optymizm, dynamizm, dalekie podróże, entuzjazm, dobra wola, otwartość;

X.KOZIOROŻEC – kariera, sukces zawodowy, rozwaga, wytrwałość, mądrość, racjonalizm, zdyscyplinowanie, magia (także czarna),twardość, surowość, odosobnienie;

XI.WODNIK – niezależność, lojalność, życzliwość, dociekliwość, altruizm, przyjaźń, wiedza ezoteryczna,niezdyscyplinowanie, wywrotowość i buntowniczość;

XII.RYBY – otwartość, intuicja, zapał, emocjonalność, marzycielskość, błyskotliwość, tajne związki, choroby, wiedza ezoteryczna, karma, podatność na wpływy;

Karty rozpatruje się w położeniu zwykłym i odwróconym .

 

 

 

Wróżka Boudicca.

Sopot. Trójmiasto

24.02.2016

Wróżby zodiakalne

 

images (5)

 

Parę lat temu, na spotkaniu przedstawicieli medycyny akademickiej i medycyny naturalnej otrzymałam od znajomego talię 12 kart wróżebnych  – zodiakalnych.  Można je rozkładać samodzielnie, a można według wróżby starogermańskiej rozłożyć 24 runy parami w kręgu utworzonym ze znaków  Zodiaku . Układ znaków Zodiaku może być dowolny, niemniej jednak zaczynać należy od znaku Barana położonego na skraju lewej lub prawej strony rozkładu, pozostałe karty układa się po kolei odwrotnie do ruchu wskazówek  zegarowych. Interpretacje rozkładu zawsze należy zaczynać od znaku, pod którym urodziła się osoba pytająca. Jeżeli posługujemy się 25 runami z tzw. runa pusta, to albo powinniśmy ja odłożyć na bok, albo , jeżeli mamy takie życzenie, położyć ją po interpretacji całego rozkładu w środku kręgu, podsumowując tym samym całą wróżbę. Taki rozkład, łączący znaki Zodiaku ze znakami runicznymi, daje możliwości dogłębnego zbadania wszystkich problemów i udzielenia odpowiedzi na wszystkie pytania osoby, której ten rozkład dotyczy. A co jest niezwykle ważne – to fakt, ze znaki zodiaku określają dokładnie problem i przyczynę ich powstawania, natomiast runy wskazują jak go rozwiązać albo osłabić lub ominąć  jego działanie.

 

Jak wiemy Zodiak składa się z 12 znaków. Każdy znak przynależy też do jednego z czterech żywiołów, które , wedle filozofii starożytnych tworzą nasz świat.  Te cztery Żywioły to : Woda, Ogień, Powietrze i Ziemia. Każdemu Żywiołowi i każdemu  znakowi Zodiaku przyporządkowane są swoiste znaczenia.

Ogień jest żywiołem, który pobudza i działa.

Znaki Ognia to Baran, Lew i Strzelec.

Znaczenia przypisane Baranowi to: osobowość , wrodzone predyspozycje, dziedziczność, charakter; Lwu przypisane są : dzieci, twórczość, przyjemności ; Strzelcowi – religia, przekonania filozoficzne, dalekie podróże.

Znaki symbolizują odkrywanie własnej mocy i podwyższanie stopnia samoświadomości,. dynamizm, entuzjazm i inicjatywa.

Ziemia jest fundamentem, na którym powstają trwałe dokonania. Byk, Panna i Koziorożec są znakami ziemi.

Bykowi przypisane są źródła dochodów , straty i rodzaje strat; Pannie przypisane zostały choroby, praca i codzienne troski; domeną Koziorożca jest kariera, sukces zawodowy, ojciec.

Te trzy znaki przypisane Ziemi symbolizują opanowanie materialnych stron życia, ostrożność, praktyczność, realizm.

Powietrze inspiruje i pozwala rozprzestrzeniać się informacjom.

Znaki powietrza to Bliźnięta, Waga i Wodnik.

Bliźniętom przyporządkowano następujące znaczenia: krewni, przyjaciele, dalekie podróże; Waga to partnerzy, związki i relacje; domena Wodnika natomiast  to realizacja marzeń i nadziei.

Dla tych znaków , jak widać, istotnymi cechami  są intelekt i kontakt

z otoczeniem, . skłonność do teoretyzowania, komunikatywność, aktywność społeczna.

Woda to uczucia, emocje, sny i sprawy ukryte w podświadomości. Znaki Wody to z kolei Rak, Skorpion i Ryby.

Znaczenia Raka , jakie mu się przypisuje to: dom, rodzina, ślub, matka; Znaczenia Skorpiona obejmują śmierć fizyczną, seks, zdolności okultystyczne . Najbardziej natomiast tajemniczemu znakowi Ryb przypisane są takie znaczenia jak: tajne związki, choroby, wiedza ezoteryczna, karma.

W przypisanych znaczeniach znaków Wody najważniejsze miejsce zajmują uczucia i nastroje. Znaki te charakteryzują się wrażliwością, emocjonalizmem, subiektywnością, brakiem konkretności.

 

Jak już napisałam, rozkłady można robić posługując się samymi znakami Zodiaku. Gdy sytuacja osoby pytającej jest skomplikowana a wariantów wyboru wiele, najprościej będzie wylosowanie trzech kart zodiakalnych, układając je od prawej strony do strony lewej.

3     2     1

W takim rozkładzie pierwszy prawy znak /karta pierwsza od lewej/ daje charakterystykę sytuacji, druga ukazuje zazwyczaj optymalny sposób działania mającego na celu rozwiązanie problemu, karta trzecia pokaże , co się wydarzy, jeżeli pytający skorzysta z rady karty drugiej /środkowej/.

 

Natomiast głębszej analizy problemu lub zadania  można dokonać stosując rozkład zwany krzyżem . Jest to rozkład sześciu kart. Rozkład rozpoczynamy od lewej strony .

                                                                     

                                                                   6 

                                                                   5

                                                        3                    1

                                                                   2

                                                                   4

 

Pierwsza karta /znak Zodiaku/ oznacza wpływy z przeszłości. Drugi znak charakteryzuje  osobę której się wróży. Trzeci znak Zodiaku przedstawia przyszłość a czwarty – podstawy zaistniałej sytuacji. Piąty znak Zodiaku wskazuje na konieczność podejmowania określonych działań, lub też zadanie, które należy rozwiązać. Szósty znak Zodiaku pokaże co czeka osobę, której się wróży, jeżeli podejmie działania lub rozwiąże zadanie, tak jak to sugerują znaki Zodiaku.

Wróżka Boudicca.

Sopot. Trójmiasto. 31.01.2016

 

 

 

 

Dwanaście znaków Zodiaku

Od niepamiętnych czasów znaki i symbole fascynowały, pomagały w zdobywaniu wiedzy i mądrości.  Moc znaków Zodiaku tkwi w tym właśnie, czego mogą nauczyć , przekazać,

a co mądrze wykorzystane może usprawnić i pozwolić pokonać problemy, wskazać właściwą drogę,
stać się drogowskazami na pokonywanych ścieżkach życia.Dawniej, tajemna wiedza wróżenia ze znaków zodiakalnych była domeną wybrańców.
I chociaż dzisiaj astrologia zodiakalna najczęściej służy określaniu cech ogólnych i potencjalne możliwości, niż przewidywanie przyszłości, ułatwia znalezienie odpowiedzi na pytania czy potrafimy samokrytycznie oceniać własne słabości, niedostatki i namiętności, pomaga w lepszym zrozumieniu bliskich nam osób – to jednak, kiedy wielu z nas poszukuje odpowiedzi na trudne, egzystencjalne pytania – wydaje się właściwym sięganie do jasnych, zrozumiałych instrukcji dotyczących starożytnych wyroczni, opierającej się na znakach Zodiaku.

Otrzymałam kiedyś w prezencie talię 12 kart , z których każda stanowi zobrazowany znak zodiaku. Jak można wróżyć z tej talii kart? Zazwyczaj potasowane karty wybiera się pojedynczo , wykłada rysunkiem do dołu, następnie odkrywa w kolejności w jakiej zostały ułożone. Należy też zwrócić uwagę jaka pozycję przyjęła karta, prostą czy odwróconą, ponieważ w zależności od pozycji – zmienia się też i znaczenie wróżebne karty. Pytanie, na które chcemy uzyskać odpowiedź – należy sformułować jeszcze przed wyciągnięciem pierwszej karty. Na proste i konkretne pytanie niejednokrotnie odpowie wystarczająco jedna karta. Jeżeli natomiast sytuacja jest skomplikowana , a wyborów wiele, można wylosować trzy karty i ułożyć je od prawej strony do lewej. Pierwsza karta od prawej strony ogólnie charakteryzuje sytuację, , środkowa wskazuje optymalny sposób działania, trzecia w kolejności karta pokazuje co się wydarzy , jeżeli skorzystamy z podpowiedzi karty drugiej. Natomiast analiza głębsza sytuacji, lub osobowości interesującej nas osoby – wymaga już pełniejszego rozkładu, a nawet rozłożenia wszystkich 12 kart zodiakalnych.
Aby jednak móc korzystać z kart zodiakalnych – trzeba poznać ich znaczenie, zarówno magiczne jak i wróżebne. Poniżej przedstawiam obraz całego Zodiaku.

 

 

images

 

Wróżka Boudicca.

Sopot. Trójmiasto. 15.01.2016

Runy zaś znajdziesz, przeznaczenia znaki…

 

pobrane

 

 

Yggdrasill, Drzewo wszechświata, wiecznie zielony jesion, drzewo życia wspierające się na trzech korzeniach, z których jeden przechodzi przez Asgard, niebiańską siedzibę bogów skandynawskich, drugi przez Midgard – krainę ludzi i siedzib ludzkich, a trzeci Hel – przez podziemną krainę śmierci.

* * *

Kraina bogów, Asgard, leżała na wiecznie zielonej równinie Idawall, otoczona rzeką. Z Midgardem krainę z  łączył most utkany z tęczy a w samym centrum Asgardu znajdował się  jeden z korzeni drzewa Yggdrasill,   Pod korzeniem asgardzkim znajduje się święte źródło Urd, przy którym Swoją siedzibę miały trzy Norny, rządzące przeznaczeniem nad którymi mocy nie mieli nawet bogowie. Norny zajmowały się również  podlewaniem korzeni kosmicznego drzewa. aby jego gałęzie mogły się zielenić;  Tutaj także odbywały się wiece bogów. Nieopodal znajdowało się także jezioro, w którym pływały dwa białe łabędzie. Drugie święte źródło , zwane Źródłem Mądrości, inaczej zwanym Studnią Wiedzy,  znajdowało się pod korzeniem midgardzkim, strzeżone przez olbrzyma  Mimira. Asgard był rozległym miejscem, usianym boskimi  pałacami ,z których jeden, najwspanialszy należał  do głównego boga Normanów, władcy bogów i ludzi, Odyn, mag oraz mistrz czarów, był  również  patronem zwycięskiej  wojny, poległych w boju bohaterów,  rolnictwa, zasiewów, mądrości, znaków runicznych i magii  runicznej, a  także  poezji i poetów. (Poezja nosiła miano daru, wynalazku, zdobyczy, a także  napoju Odyna (miód poezji —miód pitny, poświęcony Odynowi , po którego wypiciu słowa same wchodziły w usta poety). Wiedzę o runach i magii zdobył Odyn poświęcając jedno oko, a i sama szamańska inicjacja  podczas której ukazały mu się runy, była pasmem niewyobrażalnych cierpień.A wszystko się zaczęło od koszmarów sennych, dręczących Odyna od dłuższego czasu, w których to koszmarach cierpiał okrutnie z powodu nie mogącego się niczym zaspokoić głodu.  Posłużył się magią, odprawiając czary, za pomocą których odczytał senne przesłanie. Faktycznie, cierpiał głód, jednak nie fizycznie ale duchowo , a był to głód wiedzy… Odyn, aby ten głód zaspokoić raz na zawsze i uniknąć sennych koszmarów udał się w podróż, wędrując do najgłębiej osadzonego korzenia Drzewa Yggdrasill, Drzewa Wszechświata, Jesionu, który niezależnie od pory roku pozostawał zielony podtrzymując cały świat, źródła wszelkiej mądrości. Zabrał ze sobą linę i włócznię, bowiem jako najwyższy szaman wiedział, że aby zdobyć wiedzę, musi poddać ciało ekstremalnym postom i udrękom. Stojąc pod Drzewem poprosił by go przyjęło, pomodlił się do samego siebie o wytrwałość i przystąpił do spełnienia ofiary. Na jednym z konarów zawiesił sznur tworząc pętlę, nałożył ją na szyję i zawisnął. Sznur zacisnął się na tchawicy miażdżąc ją i przełamując kręgosłup. Odyn zmarł a jego dusza opuściła ciało , nie odeszła jednak czekając przy nim na chwilę, gdy ponownie będzie mogła w nie wejść. Trwała tak, krążąc wokół martwego Odyna dziewięć dni i dziewięć nocy, czekając na moment, gdy Odyn poczuje jak jego kręgosłup się zrasta, odradza tchawica, aby wstąpić w ciało. Tak sie też i stało,  ale Odyn nie dokończył jeszcze ofiary, nie skorzystał z łatwego powrotu do świata żywych. Chwycił włócznię i wbił ją sobie w bok, po raz kolejny umierając. Dusza jednak tym razem  nie opuściła już boskiego ciała.

Odyn wisiał dalej na konarze Drzewa Yggdrasill, umarły i nieumarły, oczami duszy patrząc w dół, oczami duszy docierając do głęboko ukrytego Źródła Mądrości, od prawieków strzeżonego  przez olbrzyma Mimira. I zapytał  Mimir Odyna ,po co przybył i czego pragnie największy z bogów. A kiedy Odyn odparł że przybył po mądrość – Mimir wyraził zgodę by bóg napił się ze Studni Wiedzy, zażądał jednak za ugaszenie pragnienia zapłaty. Odyn dał Mimirowi złote naszyjniki ukute z grubych złotych prętów a także złoty pierścień, lecz olbrzym nie takiej zapłaty żądał.  Najcenniejszą rzeczą dla niego były oczy bogów widzące daleko  i głęboko, dlatego też zapragną mieć chociaż jedno boskie oko dla siebie. Odyn się zgodził i wyrwał jednym ruchem lewe oko. Przerażający krzyk bólu wstrząsnął ziemią. Następnie zgodnie z prośba  Mimira wrzucił oko do studni w tej chwili z czeluści wzbił się gejzer, po czym opadł i zamienił się w rzekę. Od tamtej pory Mimir używa oka Odyna jako łyżki do czerpania wody ze Studni Mądrości. Po złożeniu ofiary, Odyn napił się wody i spłynęła na niego wiedza o magii run. Mimir zapoznał go z zaklęciami magicznymi, gdzie każdemu zaklęciu  odpowiada jedna runa czyli znak tajemnego alfabetu.

Wiedzę o zaklęciach Odyn zachował dla siebie ale podarował ludziom  pismo runiczne – czyli te runy, które służyły do zapisywania słów.

Runy otrzymasz i czytelne znaki.

Bardzo wielkie runy

Bardzo mocne runy….

(…)a ludzkiemu pokoleniu –

Ja sam runy kreśliłem.

 

Wróżka Boudicca. 

Sopot. Trójmiasto. 06.01.2016

 

 

 

1 2